środa, 25 lutego 2015

Warkocz z 5 pasm - prosta i efektowna fryzura!

Uwielbiam mieć rozpuszczone włosy i bardzo niechętnie je wiąże - czuję się wtedy mniej pewnie i komfortowo. Kobieta jednak zmienną jest i od czasu do czasu zachce mi się czegoś innego, zwłaszcza, że chodzenie w rozpuszczonych włosach niszczy je bardziej, niż w związanych. Prawie wyzbyłam się cieniowania, więc przy różnorakich fryzurach pasma wreszcie nie sterczą mi na każdą stronę, tak więc postanowiłam zrobić co nieco ze swoimi włosami:


Warkocz z 5 pasm brzmi, jakby był piekielnie trudny do wykonania, kiedy w rzeczywistości jest to jedna z prostszych fryzów, a dodatkowo efektowna :) Kilka prób i udało mi się uzyskać zadowalający efekt (naprawdę polecam związać sobie każde pasmo gumką, inaczej nie udało mi się tego ogarnąć).






Zdjęcie jest słabej jakości, bo niestety nie miałam dostępu do aparatu :( Jak widać, po rudości mało co zostało, a minęło półtorej tygodnia od drugiego hennowania włosów (henną Heenara). Co prawda w słońcu włosy wciąż posiadają ładny, rudy poblask, ale to nie efekt, który chciałam osiągnąć.
Warkocz jednak bardzo mi się podoba i chyba częściej będę robić sobie taką jego wersję na co dzień :) Wygląda inaczej niż klasyczny i to mnie urzekło!










A jak Wam się podoba? :)

 

niedziela, 15 lutego 2015

Khadi Red - hennowanie włosów

Moje włosy należą do gatunku tych opornych na farbowanie - przez rok męczyłam się z farbą L'oreal Feria Preference w odcieniu mango, niestety po 2/3 tyg kolor wypłukiwał się do jasnego brązu bez cienia rudości. W akcie desperacji stwierdziłam, że sięgnę po henne, albo mi pomoże uzyskać wymarzoną rudość, albo wracam do naturalnego brązu. Padło na sławetną Khadi w odcieniu Red.
Na moje długie włosy zamówiłam wersje 150g, zapłaciłam za nią ok 40zł z wysyłką. Całość przychodzi w małej puszeczce razem z instrukcją i szczelnie zapakowaną, sproszkowaną henną.


Hennę zmieszałam z żelem z siemienia lnianego, sokiem z cytryny (ok. jedna szklanka),woda o temp. 80 stopni (oczywiście na oko) oraz łyżeczką cynamonu i pozostawiłam na noc, by się utleniła. Pamiętajcie, by henne zawsze przygotowywać w szklanej/ceramicznej miseczce i taką też łyżką je mieszać (ew. drewnianą). Rano papka była nieco ciemniejsza i bardzo farbowała (drewniana łyżka do dzisiaj jest czerwona do połowy ;p). Umyłam włosy szamponem BabyDream, bo niestety nie miałam niczego innego bez silikonów w domu, i wysuszyłam. Całość pomógł nałożyć mi mój Luby, bo sama nigdy nie nakładałam sobie nawet farby, więc byłoby to nieco trudne dla mnie samej - biedak męczył się ok 1,5h (chciał być baardzo dokładny) :)

Włosy przed, tylko po umyciu BabyDream, bez żadnych odżywek itp. Jeszcze nieco wilgotne.


Jak widać, odrosty miałam dość znaczne.

Po nałożeniu, henne zostawiłam na 6h. Spłukiwanie papki było dość czasochłonne, płukałam jakieś 30 min i nie udało mi się uzyskać zupełnie czystej wody, była lekko pomarańczowa, kiedy się poddałam. Włosy były bardzo splatane i suche, ale byłam na to przygotowana. Rozczesywanie było mozolne, oto, co miałam na głowie:

(wszystkie zdjęcia od teraz z fleshem, bo było już dość ciemno, kiedy skończyłam).
Niemniej jednak widać już cudowny kolor, który udało mi się uzyskać, Kiedy wreszcie ogarnęłam splatane gniazdo na głowie i wysuszyłam włosy, moim oczom ukazał się taki oto kolor:





(Dzień po farbowaniu, zdjęcie robione ok 22, flesh)

Niestety odrostów nie pokryło mi prawie zupełnie. Lekko zmieniły one swój kolor na bardziej czerwonawy, ale poza tym ani drgnęły. Co prawda nie wyglądało to aż tak źle i ładnie przechodziło w rudy, który mam na długości, ale jednak nie był to mój zamierzony efekt. Mam nadzieję, że przy następnych hennowaniach się to wyrówna.

2 dni po hennie nie myłam włosów. Nieco ciężko było wytrzymać z takim przesuszem na głowie, ale jakoś dałam radę :) Kiedy umyłam włosy i zaaplikowałam odżywkę, stały się bardzo miękkie, sprężyste i takie lśniące! Przez pierwsze 2 tyg starałam się myć głowę, co 2 dni (zwykle myję codziennie), by kolor został ze mną jak najdłużej, jednak po tym czasie już bardzo się wypłukał, nie był tak intensywny i "ognisty", jak to wszyscy na początku mówili, jednak wciąż nie był to tak brzydki, jasny brąz, na jaki wypłukiwała się farba z Mango. Po 2 tyg wciąż włosy były rude, jednak kolor bardzo zbladł.
Co mnie niezwykle martwi, to wciąż zabarwiona woda. Przez pierwsze dwa tygodnie woda była lekko żółto-pomaranczowa, kiedy tylko moczyłam włosy, a w trzecim tygodniu barwnik spływał tylko wtedy, gdy myłam włosy szamponem, lub stosowałam maskę. 

Podsumowanie:
Do henny z pewnością wrócę. Będę teraz hennować włosy co 3/4 tygodnie, jednak przerzucę się na Heenarę, bo jest tańsza :) Włosy są odżywione i bardzo polubiły się z naturalnym farbowaniem, a kolor jest właśnie taki, jak chciałam. Będę teraz dążyć do ograniczenia przetłuszczania, by rzadziej myć włosy i przedłużyć kolor. 
 Przyznam szczerze, że dzisiaj pierwszy raz użyłam Heenary (3 tyg po Khadi) i kolor bardzo mi się nie spodobał, jednak chyba wszystko przez to, iż przygotowałam ją nieco po macoszemu. Dam jej jeszcze jedną szansę, jeśli nie wyjdzie, to wrócę do Khadi.



Tuż po hennie (flesh)/tydzień po hennie


Dwa tygodnie po hennie (flesh)


wtorek, 20 stycznia 2015

Włosowo - urodowe plany na 2015 rok + pytanie

Już jakiś czas temu zawitał do nas nowy rok a z nim nawał planów i noworocznych postanowień, które w większości umierają śmiercią naturalną jeszcze zanim rozpocznie się ich realizacje.
Ja również postanowiłam sporządzić listę celów, które będą przyświecać mi w tym roku głownie przy mojej włosowej pielęgnacji, ale nie tylko. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się na kiełkujących planach, a na rozkwitniętych, spełnionych celach :)

1. Wyeliminować łamliwość włosów
Jest to moja życiowa zmora, nigdy nie katowałam swoich włosów, zawsze były w miarę zdrowe, jednak łamliwe i rozdwajające się końcówki towarzyszą mi przez większość życia. Odkąd zaczęłam wnikać w tajniki świadomej pielęgnacji odkryłam, co jest główną przyczyną takiego stanu rzecz - przez praktycznie całe życie spałam z mokrymi, rozpuszczonymi włosami. Ot co. Przez ostatnie 3 miesiące z włosami zaplecionymi w warkocz i suchymi w ok. 80% (niestety nie posiadam suszarki z chłodnym nawiewem - jest to mój najbliższy must have, a gorącym nie chce ich katować) i zauważyłam znaczną poprawę. Myślę, że systematycznie ścinając końce dojdę  w końcu do satysfakcjonującego mnie stanu.

2.Wyjść z cieniowania
Tu chyba nie muszę dużo mówić - większość włosomaniaczek tego pragnie. 

3. Zapuścić włosy (przyśpieszyć ich porost)
Moje włosy nie rosną w zastraszającym tempie - bez stosowania jakichkolwiek wcierek i innych wspomagaczy jest to ok. 1/1,5 cm na miesiąc. Obecnie moje włosy sięgają mi do talii, do końca roku chce uzyskać długość do tyłka (najlepiej do jego połowy, ale to marzenia). Wtedy osiągnę swoją wymarzoną długość i będę tylko systematycznie podcinać końcówki :)

4. Ściąć włosy w "V"
Bardzo podobają mi się tak ścięte włosy, jednak boję się iść do fryzjera (nieprzyjemne doświadczenia), a sama nie jestem w tym zbyt biegła, więc również boję się, że coś sknocę i będę musiała ściąć jeszcze więcej. Ale poczekajcie, znajdę jakiś złoty środek i uzyskam "V" :D

5. Uzyskać trwały rudy kolor
Rudy od zawsze mi się marzył, rok temu rozpoczęłam przygodę z farbowaniem, jednak jest to niesamowicie nietrwałe u mnie - kolor wymywa się po 2 tyg. Niezwykle mnie to denerwuje. Moją ostatnia szansą jest henna - w sobotę pierwsze starcie! 

6. Powiększyć kolekcję kosmetyków
A właściwie przetestować ich więcej, by w końcu wiedzieć, co dokładnie pasuje moim włosom, a czego unikać. Jak na razie nie posiadam przesadnie dużej ilości preparatów do włosów, jednak wciąż bardziej instynktownie, niźli świadomie je dobieram.

7.Zapuścić paznokcie
Tutaj nieco źle się wyraziłam - moje paznokcie są długie na ok 0,5cm, z wyjątkiem jednego buntownika - wskazujący u lewej ręki jest ogryzkiem już od 2 miesięcy - za nic  nie mogę go zapuścić. Poza tym używam odżywki z Eveline (tak, tej zUej) i szukam czegoś, co działałoby równie dobrze i nie zawierało formaldehydu.

8. Wspomóc rzęsy
Moje rzęsy są bardzo liche, krótkie, cienkie i rosną w dół (moja zmora). Jak na razie rozpoczęłam kurację olejkiem rycynowym i poczekam na efekty, jeśli takowych nie będzie po 2/3 miesiącach, to chyba skuszę się na odżywkę Bodetko Lash.

Na koniec pytanie - jako, że stanęłam przed życiowym dylematem: zostać przy grzywce (którą mam chyba od zawsze), czy może coś zmienić i przerzucić się na przedziałek na środku? Naprawdę nie mogę się zdecydować, a moja grzywka jest już super długa i wymaga podcięcia więc proszę o opinię, jeśli macie ochotę wyrazić swoje zdanie na ten temat. Uprzedzając pytania, w obu wersjach czuję się równie dobrze. I tak wiem, to trochę głupie pytać o coś tak prozaicznego tutaj, ale ja do najmądrzejszych nie należę! :)



vs




sobota, 17 stycznia 2015

Siemię lniane w dwóch wersjach :)

Na początku mała adnotacja - miałam dzisiaj hennować włosy, ale niestety z dość prozaicznego powodu nie mogłam - po prostu paczka z henną jeszcze mi nie przyszła (choć sprawdzając po numerze przesyłki już w piątek rano była w moim mieście ze statusem "przygotowana do dostarczenia").  Zabiorę się za to w przyszłą sobotę, bo na co dzień mieszkam w innym mieście. Już się nie mogę doczekać efektu, odrost już mnie dobija :(

A dzisiaj o siemieniu lnianym. Jak już wspominałam w ostatnim wpisie, rozpoczęłam picie siemienia - co wieczór przygotowuję porcję zalewając dwie łyżeczki nasion szklanką wody, a całość wypijam rano, na czczo. Niestety, smak nie przypadł mi zbytnio do gustu - nie był zbyt uciążliwy, ale do najprzyjemniejszych nie należał. Dzisiaj postanowiłam całą miksturę nieco podrasować dodając starte jabłko i domowy sok z malin. W takiej formie siemię jest pyyszne :)


Przechodząc teraz do włosów, dzisiaj wreszcie skusiłam się na żel również z siemienia. Podcięłam też nieco moje baardzo nierówne końcówki (mam uraz do fryzjerów), nadal nie są idealne, ale nie przeszkadza mi to zbytnio - zawsze chodzę z włosami z przodu, a nie chcę dużo ścinać i tracić długość, szczególnie, że moje końcówki nie są tak zniszczone, by wymagać drastycznego cięcia.







Włosy myte we czwartek wieczorem, zdjęcie zrobione w sobotę rano, Włosy jak zwykle nieświeże przy po opuszczeniu choć jednego mycia. Prawdopodobnie popełniłam też błąd ścinając końcówki przed a nie po umyciu włosów, ale cóż, człowiek uczy się na błędach :) 

Zaraz po zdjęciu umyłam włosy szamponem BabyDream po czym nałożyłam na nie żel z siemienia (nie użyłam żadnej odżywki/maski po myciu), pod czepek, pod ręcznik i zostawiłam na 45 min. Kiedy czas minął, spłukałam "glutka" z włosów i pozostawiłam je do naturalnego wyschnięcia (ok 4h).
Efekt:

Flesh/bez flesha.

Mi osobiście efekt bardzo się podoba, z pewnością glutek stanie się częstszym gościem w mojej pielęgnacji. 



poniedziałek, 12 stycznia 2015

Haul urodowy + kuracja siemieniem lnianym

Dzisiaj odwiedziłam wielką, nowo wybudowaną galerię w moim mieście, a dokładniej Hebe, gdyż w wakacje mój Luby założył kartę Hebe (trzeba było mieć 18 lat, więc ja odpadałam) i niedawno przyszedł mu kot rabatowy na 10 zł przy zakupach za 40 zł. Tak więc korzystając z okazji kupiłam maski, na które miałam już od dawna ochotę:


Kupiłam dwie maski z Kallosa - Chocolate i Algea. Planuje jeszcze inne z tej firmy, więc napiszcie mi, jakie są najlepsze Waszym zdaniem :) Dodatkowo słyszałam wiele pozytywnych opinii o mlecznej masce Creme al Latte, więc na nią również się skusiłam. Pierwsze wrażenie, oczywiście zapachowe, bo osobna recenzja każdego z produktów z pewnością się  pojawi, jest dość pozytywnie. Chocolate pachnie cudownie - taką klasyczną, nie przesłodzoną czekoladą, Algea jest ok, jak dla mnie neutralny zapach, przypomina nieco krem, natomiast Latte to typowy milk shake, którego zapach jest niezwykle intensywny i z pewnością dla wielu będzie uciążliwy, jednak dla mnie jak na razie jest w porządku.

Z Hebe mam również dwa lakiery z Estetio - klasyczny czarny i fioletowy (na zdjęciu jest typowy niebieski, ale aparat po prostu przekłamał kolory). Numerki to 76 i 406. Te zdobycze zdążyłam już wypróbować i wstępnie mogę powiedzieć, że fioletowy beznadziejnie kryje przy 1 warstwie, za to czarny ujdzie w tłumie.

Ostatnimi zakupionymi przeze mnie rzeczami, bardzo naturalnymi zresztą, były siemię lniane i oliwa z pestek winogron. I tutaj zapowiedz - rozpoczynam picie siemienia lnianego - codziennie wieczorem 1 łyżeczkę zaleje gorącą wodą, zostawię do rana i wtedy też wypiję :) Myślę, że po jakiś 2/3 miesiącach zdam Wam sprawozdanie ze efektów kuracji. Olej z pestek winogron typowo do olejowania włosów, chciałam spróbować czegoś nowego, dotychczas moje doświadczenia z olejami ograniczyły się do tego zwykłego, rzepakowego i kokosowego. Zobaczymy, czy z winogronowym rozpoczniemy dłuższą znajomość ^^
Jakie oleje i maski dostępne w Hebe polecacie? I jeszcze apel: GDZIE DOSTAĆ SZAMPON BABY DREAM? Dziś byłam w Hebe, Superpharm, Naturze i wszelakich marketach - nigdzie nie ma :c Został mi jeszcze Rossman, może tam mnie poratują :)


niedziela, 11 stycznia 2015

Laminowanie włosów

Jako, że wczoraj wykonałam swój drugi zabieg laminowania w życiu, spieszę z zdaniem Wam sprawozdania :)


Do wykonania całego zabiegu będzie potrzebna miseczka, gorąca woda i żelatyna. Za pierwszym razem dodałam również łyżkę maski do włosów, ale jest to opcjonalne.

Ogólna zasada przygotowania mikstury, to proporcje 3 łyżki wody do 1 łyżki żelatyny, ja jednak mam dość długie włosy i podwoiłam wszystko do 6 łyżek wody na 2 żelatyny. Całość mieszamy do uzyskania jednolitej konsystencji:

Czekamy aż wszystko ostygnie, w między czasie myjemy włosy, bowiem włosy laminuje się na mokro. Przy tym punkcie coś mnie wczoraj zamroczyło, bo o umyciu włosów przypomniałam sobie w połowie nakładania żelatyny ;..; Byłam nieco załamana, ale cóż mogłam poradzić, pokryłam całe włosy, po czym założyłam swój bardzo profesjonalny czepek - zwykłą reklamówkę jednorazową, podgrzałam całość suszarką i zostawiłam na 45 min. Kiedy poprawnie umyłyście włosy przed zabiegiem, to poleca się po prostu je wysuszyć razem z żelatyną - ciepło pomaga wniknąć składnikom we włosy :)





Kiedy minie 45min spłukujemy żelatynę chłodną wodą i nie myjemy ponownie włosów. Ja niestety miałam już 2 dni nie myte włosy i po prostu musiałam to zrobić, z racji mojej wcześniejszej wtopy (nie umyłam włosów przed).  Przez to laminowanie nie dało u mnie tak wspaniałych efektów, jak było to za pierwszym razem. Włosy były wygładzone, miękkie i błyszczące, jednak za pierwszym razem byłam duuuużo bardziej zadowolona. Cóż, sama jestem sobie winna, zabieg laminowania z pewnością powtórzę za jakieś 4 tygodnie, bowiem nie wolno go robić zbyt często - można przeproteinować włosy, a to już straszna sprawa. Oczywiście można go robić nieco częściej, trzeba po prostu wyczuć swoje włosy, że tak to wszystko ujmę :)
 Włosy przed. Zdjęcie - sobota w południe, włosy myte we czwartek wieczorem. Tutaj są już bardzo nieświeże, choć zbytnio tego nie widać. Moje włosy przetłuszczają się bardzo szybko, muszę je myć codziennie. Zdjęcie bez flesha w świetle dziennym. 







Włosy po. Pierwsze w świetle dziennym, drugie z fleshem. Na pierwszym włosy są jeszcze nieco mokre. 



Za pierwszym razem z zabiegu laminowania byłam bardzo zadowolona, teraz z mojej  własnej winy efekty zostały zminimalizowane. Co do stanu moich włosów - w moim mniemaniu są zadbane :) Są miękkie, lejące i gładkie. Często je olejuje i stosuje wcierki, używam szamponu bez SLS. Moje odrosty są efektem 3-miesięcznej przerwy id farbowania - już w przyszłym tygodniu farbuje henną Khadi, na pewno pochwalę się efektami. Wtedy też z pewnością zetnę końcówki, które są już zwyczajnie krzywo podcięte, co daje efekt wystrzępionych i niezadbanych, mimo że nie mam ich rozdwojonych.

Zabieg laminowania polecam każdemu - o ile tylko nie zafundowałyście swoim włosom dużej dawki protein w ostatnim czasie, z pewnością polubią one żelatynę :)

Tak więc w przyszłym tygodniu czeka mnie mała, włosowa rewolucja! :)








wtorek, 6 stycznia 2015

Ziaja Nuno - Maska z Zieloną Glinką


Glinka zielona stosowana zewnętrznie działa na skórę dezynfekująco, absorbcyjnie, łagodząco i gojąco. Ma również właściwości czyszczące, oczyszczające, regenerujące, odżywcze i wzmacniające. Dzięki swoim właściwościom działa leczniczo na skórę trądzikową, wypryski i wrzody. Dezynfekuje skórę, absorbuje sebum, bakterie i toksyny, zamyka pory, przyspiesza gojenie się ran. Skóra nabiera swieżego i zdrowego wyglądu. Pozytywnie oddziałuje również na skórę dojrzałą, zniszczoną lub skłonną do zmarszczek. Odżywia ją, wzmacnia i regeneruje, co zapobiega powstawaniu nowych zmarszczek. 

Ziaja Nuno - Maska z Zielona Glinką
7-10zł/60ml, dostępna w drogeriach

Zawiera:
-zieloną glinkę
-ekstrakty z oczaru, białej herbaty, D-panthenol
Obietnice producenta:
-wykazuje skuteczne działanie ściągające;
-wyraźnie zmniejsza rozszerzone pory;
-łagodzi zmiany trądzikowe i normalizuje pracę gruczołów łojowych;
-nawilża skórę oraz łagodzi podrażnienia;
-nie zatyka porów;
Efekt "nuno":
-redukcja sebum;
-redukcja "świecenia się", efekt mat;

Własnie skończyłam pierwsze opakowanie wyżej wymienionej maski, więc pomyślałam, że przyda się mała recenzja. Maseczkę stosuje dość regularnie 1/2 razy w tygodniu. Dla mnie spełnia swoją funkcję idealnie - cera jest ściągnięta, nawilżona, nie świeci się, ściąga również nadmiar sebum. Jest lekka i delikatna dla skóry , więc nawet właścicielki bardzo wrażliwej cery mogą z niej śmiało korzystać. Owa delikatność jest w równym stopniu wadą jak i zaletą - producent dedykują maskę osobą z cerą trądzikową i skłonną do wyprysków, u który z pewnością się ona nie sprawdzi, jest po prostu za słaba. Dla wszystkich innych typów cery będzie fajną opcją cotygodniowego oczyszczania cery - w żadnym wypadku jej nie zatka i nie zrobi krzywdy.

Jedyną wadą jest dość rzadka konsystencja, co sprawia, że maska nie jest zbyt wydajną, dodatkowo, przy grubszej warstwie, nie zasycha do końca na buzi. Na początku nakładałam jej dość dużo, potem tylko cienką warstwę, bo nie widziałam różnicy, a mikstura dużo lepiej wysychała.

Poczujmy się jak ufoludki! tutaj dosłownie resztka, którą wycisnęłam i nałożyłam przed chwilą :)